Z profesorem Janusiewiczem rozmowa o czasie przeszłym – Krystyna Matysiak
Monografia zawiera wspomnienia uczniów, przedstawicieli różnych pokoleń absolwentów naszej szkoły, fakty, anegdoty, opowieści o nauczycielach, trudnych i radosnych chwilach uczniowskiego życia. Czas powstania szkoły umyka naszej uwadze i najczęściej kwitowany jest stwierdzeniem: „Powołana do życia w 1948 roku”.
Uważny czytelnik monografii wydanej z okazji pięćdziesięciolecia naszego liceum, zapewne dostrzega nazwisko Profesora Mieczysława Janusiewicza w spisie pierwszych absolwentów. Do Profesora zwróciłam się z prośbą o wspomnienia. O te najwcześniejsze, uczniowskie…
Jak to się stało, że trafił Pan do nowo powstałej szkoły ?
W latach okupacji, uczęszczałem tak jak inni na komplety, czyli naukę organizowaną przez polskich nauczycieli, w ramach tajnego nauczania. Uczyliśmy się w niewielkich, najwyżej dziesięcioosobowych grupach, w mieszkaniach prywatnych. Gdy w roku 1944, po wyzwoleniu, reaktywowano Gimnazjum Salezjańskie, kontynuowałem w nim naukę. Poza księżmi, uczyli w także nauczyciele świeccy, między innymi: Nikodem Księżopolski, Hieronim Wąż, Stanisław Olędzki, a także (to ciekawostka) doktor Arkadiusz Sznajder (wykładał biologię). W 1948 roku zlikwidowano Gimnazjum Salezjańskie i niemal automatycznie przeniesiono nas do nowo powstałej jedenastolatki. Wymagano jedynie, by każdy z nas złożył w szkole podanie o przyjęcie. Gros tak uczyniło, ale kilka osób z czterdziestoosobowej, uczącej się u księży salezjanów grupy, szukało szkół w innych miastach.
Do nowej szkoły trafili też nauczyciele ze szkoły poprzedniej. Pierwszym dyrektorem został Stanisław Olędzki. Pamiętam, że w uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego 1948-1949, uczestniczył ówczesny minister oświaty Skrzeszewski.
Proszę opowiedzieć o tym roku w szkole, roku maturalnym…
Uczyliśmy się w budynku przy ulicy Kupientyńskiej. Na parterze mieściła się szkoła podstawowa (dlatego przez całe lata nazywano liceum jedenastolatką: siedem lat szkoły podstawowej i cztery lata liceum w jednym budynku).
Klasa podzielona była na dwie grupy. Część stanowiła profil matematyczno-fizyczny, część humanistyczny. Problemem był brak podręczników. Korzystaliśmy z przedwojennych egzemplarzy, pożyczanych lub kupowanych od starszych.
Pierwszą kadrę nauczycielską stanowili wymienieni nauczyciele z Gimnazjum Salezjańskiego. Po jakimś czasie doszli miedzy innymi: Józef Kurakowski, Józef Pągowski, Wacława Ilczuk, Arkadiusz Gulik, państwo Wojtkowscy oraz w pierwszych latach istnienia szkoły – księża: Janik i Grzywaczewski. Nauka religii w szkole trwała bardzo krótko, tylko kilka pierwszych lat po wojnie. Jednak w 1948 roku, cała nasza maturalna klasa została na jeden dzień zwolniona ze szkoły, by pomóc przy budowie obecnej konkatedry. Nie pamiętam co robiły dziewczęta, ale chłopcy kopali ogromny wykop pod późniejsze fundamenty.
Spośród nauczycieli z tamtych lat szczególnie zapamiętałem profesora Kurakowskiego. Był młody, tuż po studiach, prowadził lekcje ciekawie, dzieląc czas tak, by uczniowie (po odpytaniu kilku i wykładzie) mieli chwilę na wyjaśnienie wątpliwości i dyskusję. Nie stosowano wobec młodzieży żadnej taryfy ulgowej. Trudne lata okupacyjne, jakie wszyscy mieliśmy za sobą, nie stanowiły podstawy do traktowania uczniów łagodniej. Doświadczona, przedwojenna kadra nauczycielska była wobec nas bardzo wymagająca. Zwracano uwagę na naukę języków obcych (niemieckiego i rosyjskiego) ale szczególnie na literaturę i historię Polski. W tamtych latach były one bardzo istotnym elementem wychowania patriotycznego.
Jak przebiegała matura?
Zdawałem egzaminy z czterech przedmiotów: pisemny i ustny z języka polskiego i matematyki oraz ustne z fizyki i wiedzy o Polsce (ten przedmiot nazywany był później propedeutyką nauki o społeczeństwie). Byłem w części matematyczno-fizycznej klasy i nie pamiętam, jakie przedmioty zdawali inni z grupy humanistycznej.
Matura pisemna z języka polskiego polegała na napisaniu rozprawy na jeden z proponowanych (chyba trzech lub pięciu) tematów. Z matematyki należało rozwiązać pięć zadań. Każdy egzamin pisemny trwał pięć godzin.
Na egzaminie ustnym, każdy maturzysta sam stawał przed komisją. Losował jedną spośród wielu kartek, na których były tematy do omówienia lub zadania do rozwiązania.
Podobnie maturę zdawało wiele kolejnych pokoleń licealistów. Dopiero ostanie czasy przyniosły testy.
Nie znano wtedy pojęcia „studniówka”. Po zdanym egzaminie maturalnym odbywał się bal. W mojej klasie tylko trzydziestu absolwentów; trudno więc nasze taneczne spotkanie nazwać balem.
Dodam, że w szkole nie było sali gimnastycznej. Sala sportowa mieściła się w połączonych, późniejszych salach lekcyjnych, naprzeciwko pokoju nauczycielskiego, na pierwszym piętrze. Obecna sala gimnastyczna powstała pod koniec lat sześćdziesiątych, dzięki staraniom ówczesnego dyrektora Józefa Kurakowskiego. Jednocześnie zmodernizowano szkołę, zakładając kanalizację i centralne ogrzewanie. Przez wiele lat, w klasowych piecach palili codziennie dwaj woźni (w pierwszych latach szkoły byli to dwaj panowie – Paczuski i Wojewódzki).
Młodzież spoza Sokołowa początkowo mieszkała na stancjach. Dyrektor Olędzki bardzo szybko przystąpił do organizowania internatu, który powstał w budynku przy ulicy Długiej (w okresie okupacji mieściła się tam kawiarnia, zaś po wojnie posterunek Milicji Obywatelskiej). Szybko przeprowadzono prace adaptacyjne i przyjęto młodzież. Był to internat koedukacyjny. Później powstał tez internat w budynku przy Olszewskiego.
A Pana późniejsze lata w liceum ogólnokształcącym?
Pracę w liceum podjąłem w roku 1958. Przepracowałem w nim siedemnaście lat, do roku 1975. Potem odszedłem na stanowisko wicedyrektora, do Zespołu Szkół Zawodowych.
Odeszliśmy od tematu. Przy kawie i ciastkach, wśród starych fotografii, rozpoczęliśmy rozmowę o latach późniejszych, kolejnych pokoleniach, moich koleżankach i kolegach, ich uzdolnieniach oraz czasie policealnym.
Mój matematyczny talent Pan Profesor taktownie przemilczał.