Kochana moja szkoło
Z zadumą wspominam ten czas
Gdyś otwierała podwoje
By co dzień witać nas
Przez długich lat sześćdziesiąt
Zmieniało się twoje oblicze
Choćbym rachmistrzem była
Wszystkich zmian nie zliczę
Nie byłaś tak piękna jak dzisiaj
Po wojnie byłaś uboga
Lecz jakże sercu bliska
Jak bezgranicznie droga
Podłogi z pyłochłonu
Na ławkach kałamarze
Fartuszek czarny lub granat
Bo tak dyrekcja przyjść każe
Chociaż na różne psoty
Mieliśmy czasem chęci
Lecz nasi wychowawcy
Byli dla nas jak święci
Nasi profesorowie
Byli przez nas kochani
A my wychowankowie
Tez byliśmy przez nich lubiani
Jaka to radość dla mnie
Już babcia i nie to zdrowie
A jeszcze dzisiaj są ze mną
Moi Profesorowie
Droga Profesor Wiśniewolska
Profesor Rybak od fizyki
Pan Profesor Wiśniewolski
Profesor matematyki
A tych co od nas odeszli
Nie sposób wymienić z imienia
Zostaje dla Nich modlitwa
I ciepłe w sercu wspomnienia