Z szacunkiem chylę czoło…
Jubileusz, sześćdziesięciolecie liceum to okazją, by powrócić myślami do dni, gdy byliśmy bardzo młodzi, pełni nadziei, także niepokoju, gdy stawialiśmy pierwsze kroki w murach szkoły, gdzie przez cztery lata przyszło nam zgłębiać tajniki wiedzy, poznawać nowe koleżanki i kolegów, przeżywać pierwsze miłości, fascynacje druga osobą, przyjaźnie. Spotkaliśmy nauczycieli, którzy stanowili elitę intelektualną Sokołowa. To Oni współtworzyli pejzaż tego miasta.
Ogólniak – tak powszechnie mówiło się – to szkoła o bogatej, złożonej historii, szkoła o wysokim poziomie nauczania. Mury jej opuściło wielu absolwentów, którzy dzisiaj, wielokrotnie jako pracownicy naukowi w kraju i poza jego granicami, rozsławiają jej imię. Niewątpliwie jest to wielką zasługą nauczycieli, wyróżniających się rozległą wiedzą, kształtujących naszą osobowość, uczących patriotyzmu. Praca była ich pasją, którą potrafili i nam zaszczepić. Były to niezwykłe osobowości, autorytety; do dziś wywołują w nas niezapomniane wspomnienia.
Lekcja geografii – „wakacyjne wędrówki” z Profesorem Franciszkiem Wojtkowskim; jakże ciekawe, czasami zabawne, skarbnica wiedzy geograficznej.
Profesor Antoni Piotrkowski to postać szczególna. Z pozoru niedostępny, zadumany, ale jakże sympatyczny, dowcipny, zawsze z humorem. Uczył nas dobrych manier. Był jak „ojciec i matka”. Z duszą artysty, wrażliwy na piękno. W bezpośrednim kontakcie wyrozumiały, zarazem bardzo srogi w sytuacjach ujawniania głupoty i braku taktu.
Język polski w klasie ósmej odbywał się z Panią Dyrektor Natalią Makarewicz – zabieganą, zajętą bardziej „dyrektorowaniem” niż nauczaniem (na lekcje przeważnie spóźniała się). W klasie dziewiątej język polski wykładała Pani Helena Wojciechowska. Podczas jej zajęć liczyliśmy ile razy użyje słowa „prawda”. W klasie dziesiątej i jedenastej język polski wykładał Profesor Zygmunt Kamiński. To On, przez dwie godziny lekcyjne, codziennie, roztaczał przed nami piękno literatury. Był bezwarunkowym entuzjastą romantyzmu. Kilkudziesięciostronicowe eseje przerażały nas, ale pozwalały dobrze przygotować się do matury. W mojej pamięci Pan Profesor pozostaje nie tylko wspaniałym polonistą. Przez krótki czas, w dziesiątej klasie, podczas choroby naszej wychowawczyni, Pani Profesor Janiny Rozbickiej, był naszym wychowawcą. Wówczas poznaliśmy zupełnie innego Profesora – człowieka życzliwego, niezwykle delikatnego, rozumiejącego problemy uczniów. Spędzał z nami dużo czasu pozalekcyjnego. Wspólnie odwiedzaliśmy w szpitalu Panią Profesor Rozbicką, zanosiliśmy jej smakołyki przygotowywane osobiście przez Pana Profesora. Był człowiekiem wszechstronnie uzdolnionym; wypiekał wspaniałe ciasta. Do dziś pamiętam niepowtarzalny smak szarlotki. Dziergał na drutach, szydełkował, wykonywał przepiękne kilimy na krosnach. Wyróżniał się szeroką wiedzą z wielu różnych dziedzin. Praca była jego pasją. Jego wychowankowie są tak jak On, są ludźmi z pasją. Wykształcił wielu polonistów. Był w liceum polonistą wszechczasów, utalentowanym pedagogiem. Choć nie zawsze zgadzałam się z Profesorem, w późniejszym czasie przyznałam mu rację.
Profesor Paweł Kamiński prowadził zajęcia z przysposobienia obronnego. Odbywaliśmy wędrówki do „ruskich dołów”, by uczyć się strzelać. Przede wszystkim był człowiekiem-poezją, z ogromną wrażliwością, taktem, umiłowaniem ziemi podlaskiej, której poświęcił tak piękne strofy swych wierszy. Rozmowa z Profesorem „Pawelkiem” była przyjemnością; traktował nas wszystkich z wielką empatią. Kochał młodzież; nawet tą niedorosłą, niedowarzoną (jak my wówczas).
Z zapartym tchem wchodzilśmy do pracowni fizycznej. Tam Profesor Rybak wprowadzał nas w świat zjawisk dotychczas nieznanych, niezrozumiałych. Powoli, z dużą dozą cierpliwości, wskazywał jak należy uczyć się, aby zrozumieć zawiłości zjawisk fizycznych. Najciekawsze były doświadczenia, które przeprowadzał podczas lekcji, Czasem wystawialiśmy jego cierpliwość na próbę. Jednak zawsze okazywał zrozumienie dla naszych, czasem nieporadnie wykonywanych doświadczeń, przeróżnych zawiłych przemyśleń.
Gdy byliśmy w klasie ósmej, pracownią chemiczną zajmowała się Pani Janina Rozbicka, a w klasie dziewiątej i dziesiątej – Profesor Lucjan Krupa. Był to świat tajemniczych buteleczek, zlewek, rurek, kolorowych reakcji. Niewidoczny napis nagle stawał się czytelny. Niezrozumiały przebieg wielu procesów, graniczący prawie z cudem sposób ich zapisywania – przybierał realne kształty. Tablica Mendelejewa przestawała być tylko zbiorem chemicznych symboli. Dostarczała wiedzy o właściwościach.
Zainteresowanie chemią spowodowało, że na maturze zdawałam chemię jako przedmiot dodatkowy. Jednak to nie chemii poświęciła się w życiu zawodowym; chociaż w pierwszych latach pracy nauczałam chemii w charakterze nauczyciela. Lekcje biologii z Panią Profesor Janiną Rozbicką, moją Wychowawczynią, sprawiły, że zostałam nauczycielem biologii. To ona rozbudziła we mnie ciekawość poznawania otaczającego świata fauny i flory. Lekcje z mikroskopem, hodowle, obserwacje, wycieczki, praca na poletkach doświadczalnych ukazywały istotę, piękno przyrody. Mówiła: „Obojętnego na niedolę zwierząt i ludzka niedola nie wzruszy”, „Człowiek, niszcząc przyrodę, niszczy samego siebie”. Słowa Jej są jakże aktualne i dzisiaj. Pani Profesor Rozbicka była moją wychowawczynią przez cztery lata. Początkowo sądziliśmy, że jest bardzo surowa, niedostępna. Na lekcji można było otrzymać kilka ocen – dobrych i niedostatecznych. Ostatecznie oceny niedostateczne znikały i pojawiały się oceny pozytywne. Stąd powiedzenie: „A kto dwóje jak rakiety ciska? Oczywiście Pani Magister Janina Rozbicka”. Z czasem lepiej poznaliśmy Panią Profesor i – chociaż nadal trzymała nas krótko – gdy zaistniała potrzeba, walczyła o każdego ucznia. Wiedzieliśmy, iż nigdy nas nie zawiedzie, nie zdradzi. Można jej było powierzyć najskrytszą tajemnicę. Profesor zajmowała ważne miejsce nie tylko w szkole; także w naszych sercach. W czasie naszego dorastania, prowadziła z nami rozmowy jak matka, doradzała w sprawach dla nas trudnych (pierwsze miłostki, zauroczenia). Czasami opowiadała o swoich problemach, co jeszcze bardziej nas zbliżało. Miała z nami bardziej osobiste relacje niż inni nauczyciele. To sprawiało, że miałyśmy do niej zaufanie. Gdy w klasie jedenastej, tuż przed maturą, „wykręciliśmy numer”, za który można było pożegnać się ze szkołą, pobiegłyśmy do naszej „Mamy”. Ona nas ratowała, narażając swój autorytet. Takich przykładów można przytoczyć wiele. Świadczą o tym, iż Pani Profesor Rozbicka była wspaniałym wychowawcą, osobą dostrzegającą w swym wychowanku człowieka. Swoją postawą uczyła nas uczciwości, sumienności, pracowitości i oczywiście miłości do drugiego człowieka.
Taka pozostała w mojej pamięci.
Z sentymentem wspominam Profesora Józefa Kurakowskiego, który w klasie ósmej i dziewiątej uczył nas języka niemieckiego, a później wiedzy o społeczeństwie. Był osobą miłą, sympatyczną, z duszą artysty. Przygotowywał z nami oprawę artystyczną uroczystości szkolnych. Gdy chciałyśmy, by nie było lekcji wiedzy o społeczeństwie, sugerowałyśmy Profesorowi potrzebę przeprowadzenia próby śpiewu. Wtedy lekcja mijała, ku zadowoleniu obu stron; gdyż niezbyt interesował ówczesny program określający wiedzę z tego przedmiotu. Profesor chyba nie w pełni akceptował to, czego przyszło mu wówczas nauczać.
Lekcje matematyki z Profesorem Mieczysławem Janusiewiczem były grozą dla wielu z nas. Profesor potrafił sprawiedliwie oceniać logiczne myślenie, doceniał wkład pracy, możliwości każdego ucznia. Nie lubił leni i podpowiadania. Z pozoru groźny, w rzeczywistości miły i delikatny. Zawsze zadbany, elegancki. Budził szacunek wśród uczniów; tak pozostało do dziś. Profesor miał jeszcze jedną cechę: doskonale, bez odpytywania oceniał, który z uczniów jest nieprzygotowany do lekcji. Wspaniały psycholog!
Po świecie starożytności oprowadzała nas Profesor Joanna Wierzbicka. Dalsze losy narodów poznawaliśmy już z młodą wówczas Profesor Barbarą Wilk-Wrzosek, dla której praca w liceum była pierwsza po ukończeniu studiów. Niejednokrotnie nadużywaliśmy jej cierpliwości. Mam nadzieję, że Pani Profesor wybaczyła nam psikusy (na przykład takie jak puszczanie na lekcji plastikowej myszki, która wyglądała jak żywa).
Z okazji jubileuszu pragnę przywołać również wspomnienia o nauczycielach pracujących w szkole wcześniej, pozostających w życzliwej pamięci mojej rodziny.
Pan Profesor Arkadiusz Gulik – Dyrektor szkoły, człowiek odważny, wielkiego serca. Kierował szkołą w trudnych, złożonych latach pięćdziesiątych, gdy obowiązywała niesprawiedliwa selekcja przyjęć uczniów do szkoły. Nauczał matematyki.
Pan Profesor Ignacy Zawada – historyk wykładający swój przedmiot w sposób niestandardowy, nie zawsze z podręczników (których wówczas brakowało). Był wspaniałym pedagogiem, wychowawcą mojej siostry Wiesławy.
Profesorowie Antonina i Henryk Wiśniewolscy są wzorem, przykładem do naśladowania pod każdym względem; zacni, zasłużeni. Wychowali wiele pokoleń z miłości do wiedzy. To ludzie ogromnie prawi, z czystym sercem.
Pani Profesor Antonina z wielką cierpliwością ukazywała piękno świata fauny, flory. To osoba skryta, z niezmierną dobrocią. Panu Profesorowi Henrykowi Wiśniewolskiemu, solidne podstawy wiedzy z matematyki i logiki zawdzięczają rzesze absolwentów, późniejszych inżynierów, Uczonych Polskich w różnych dziedzinach. To wspaniały pedagog, wykładowca.
Pani Profesor Maria Wojtkowska – rusycystka, wielka Dama w szkole (w sposobie bycia i w stroju). W sposób ciekawy ukazywała piękno literatury klasyków rosyjskich.
Pan Profesor Hieronim Wąż to znakomity matematyk, człowiek spokojny, taktowny, sprawiedliwie oceniający uczniów. Grał na skrzypcach i malował akwarele.
Historię liceum tworzyli także inni znakomici nauczyciele, lecz w krótkim wspomnieniu nie sposób wszystkich wymienić.
Dlaczego, kontynuując naukę, wybrałam sokołowskie liceum? Szkoła była ceniona za wysoki poziom nauczania, zapewniała zdobycie solidnej wiedzy. To miejsce dla ambitnych i wrażliwych.
Z tego też powodu, z historią liceum związane są dwa pokolenia mojej rodziny.
Wiesława (Krystosiak) Czarnocka – siostra rodzona; matura 1959,
Beata (Czarnocka) Naumowska – córka Wiesławy; matura 1982.
Rodzeństwo cioteczne:
Zbigniew Murawski; matura 1957,
Jadwiga Murawska ; matura 1961,
Halina Murawska; matura 1963,
Elżbieta Rusak-Kraszewska; matura 1969,
Stanisław Rusak; matura 1976,
Grażyna Tomczuk-Kuczyńska; matura 1973,
Włodzimierz Tomczuk; matura 1980,
Iwona Tomczuk; matura 2002,
Anna Tomczuk; matura 2005,
Bartłomiej Tomczuk – syn Włodzimierza; matura 2008.
Nie wszystkie chwile spędzone w liceum były jak z bajki. Były też trudne. Lecz dzięki temu, iż na swej drodze spotkałam znakomitych Nauczycieli, dziś pamiętam przede wszystkim zdarzenia miłe. To nasi Nauczyciele pokazali jak żyć w prawdzie, skromności, naturalności; w tym była ich wielka siła. Do ich nauk, prawd wracałam wielokrotnie, gdy przychodziło mi rozwiązywać życiowe zadania z wieloma niewiadomymi, gdy pracowałam jako dyrektor szkoły.
Dziś z wdzięcznością, szacunkiem chylę czoło przed wszystkimi nauczycielami liceum.
Obecnym i przyszłym absolwentom życzę, by z dumą, zapałem, radością wyruszali w świat dorosłych. Niech na długo zostaną Wam w pamięci wspomnienia szkolnych, młodzieńczych lat.